Kiszona rzodkiewka

„Mamooo zrobisz znowu te śmieszne kiszone rzodkiewki?” – spytała moja młodsza córka patrząc na pierwszy wiosenny pęczek. Przypomniała mi tym samym, że w zeszłe lato po naszej wizycie na Malcie, gdzie jadłyśmy różnorodne pikle, po raz pierwszy ukisiłam rzodkiewki. Surowa rzodkiewka, w zależności od rodzaju bywa dla dzieciaków ostra i nieprzyjemna w smaku (choć ja akurat za to właśnie kocham ją najbardziej), ta kiszona jest zawsze łagodna, choć nadal przyjemnie chrupie i co zbawane, w procesie fermentacji traci swój różowy kolor i staje się rzodkiewką-albinosem ale zanim to się stanie ma piękne, różowe cętki. Po prostu urocze!

 

Składniki:

~ 2 pęczki rzodkiewki (około 20-25 sztuk)
~ 1 litr przegotowanej, ostudzonej wody
~ 1 płaska łyżka soli
~ 2-3 gałązki kopru
~ 3-4 ząbki czosnku
~ 2 liście laurowe

 

1

Rzodkiewki oczyszczamy, myjemy gałązki kopru, czosnek obieramy, w przestudzonej wodzie rozpuszczamy sól (proporcja zawsze ta sama – płaska łyżka soli na 1 litr wody, 2 łyżki na 2 litry itp.)

2

Na dnie słoika lub innego szklanego/kamionkowgo/glinianego naczynia układamy gałązki kopru (baldachimy), liście laurowe i ząbki czosnku, a następnie ciasno układamy główki rzodkiewek. Całość zalewamy wodą z solą tak aby wszystko były przykryte wodą. Zwróćcie uwagę aby nic nie pływało po powierzchni, bo grozi to pleśnieniem.

3

Całość przykrywamy talerzykiem lub gazą – ważne aby nie zamykać naczynia szczelnie, aby kiszonka miała dostęp powietrza.

4

Odstawiamy – u mnie jest to kuchenny blat (ważne aby naczynie nie stało w pełnym słońcu), po 3-4 dniach rzodkiewki są już ukiszone, w zależności od pożądanego stopnia ukiszenia mogą sobie kisnąć nawet tydzień. Aby zatrzymać proces wystarczy zamknąć naczynie i umieścić je w lodówce. Chrupać przy każdej okazji, używać do sałatek i kanapek.