Dieta warzywno-owocowa (post dr Dąbrowskiej) – zasady, efekty, porady

Miesiąc temu skończyłam pełny 42-dniowy post dr Dąbrowskiej i ta informacja wywołała na Facebooku spory entuzjazm, pisaliście też do mnie prosząc o rady, zadając pytania, dawaliście znać, że czekacie na relację z postu, bo też macie go z tyłu głowy. Dlatego też zmobilizowało mnie to do podsumowania tego szczególnego czasu i zebrania w jednym miejscu podstawowych informacji o przebiegu i efektach tej sześciotygodniowej diety warzywno-owocowej. Co jeść na poście dr Dąbrowskiej, jak zacząć, jakie są efekty – o tym wszystkim przeczytacie w tym wpisie.

1. Dlaczego zdecydowałaś się na post dr Dąbrowskiej?

Wpłynęło na to kilka czynników ale decydującym były niezdiagnozowane bóle brzucha pojawiające się nie wiadomo skąd. Od lat odżywiam się zdrowo i racjonalnie. Większość rzeczy, które jemy przygotowuję samodzielnie, nie piję kawy, nie palę, do minimum ograniczam mięso, czytam etykiety na wszystkich produktach i mimo wszystko mój żołądek i jelita zaczęły szwankować, dając mi to boleśnie odczuć.

O poście jako sposobie na leczenie tego typu dolegliwości powiedział mi zresztą gastrolog, po raz kolejny pytając: „A może się pani za bardzo stresuje?”. Uświadomiłam sobie, że w mojej pracy, gdzie wszystko powinno być gotowe na wczoraj, dynamika działań jest ogromna, a zespół pracuje na najwyższych obrotach panuję nad sytuacją tylko dlatego, że w sytuacjach krytycznych potrafię zachować zimną krew. Jednak życie w takim pędzie generuje nerwową atmosferę. Pewnie podświadomie tłumiłam to gdzieś w sobie i stres objawił się właśnie w taki sposób.

2. Jak zacząć?

Aby dobrze przygotować się do postu, warto poznać reguły, które dr Dąbrowska opracowała na podstawie ponad 30-letnich badań. Dobrze przeczytać książki, które wyjaśniają mechanizmy zachodzące w organizmie podczas diety, polecam zwłaszcza „Ciało i ducha ratować żywieniem” oraz „Dieta warzywno-owocowa dr Dąbrowskiej i co dalej”. Przydatne jest także dołączenie do grupy na Facebooku, gdzie można dzielić się swoimi wątpliwościami, zadawać pytania odnośnie przebiegu postu, wspierać i motywować się nawzajem, czy szukać kulinarnych inspiracji.

Warto też zrobić badania, żeby sprawdzić czy i jak wyniki się poprawią oraz upewnić się, że nie macie przeciwwskazań do podjęcia postu (są nim np.: karmienie piersią czy depresja). Później wystarczy zaopatrzyć się w dozwolone warzywa i owoce, nastawić zakwas z buraków, przygotować sobie zestaw dań na początek – pierwsze 2-3 dni i po prostu zacząć.

Zaleca się aby przed postem ograniczyć używki, kawę, mięso, prawdopodobnie wtedy początek będzie mniej bolesny. Niektórzy skarżą się na bóle głowy, osłabienie, senność. Mnie nic takiego się nie przydarzyło, nie byłam nawet jakoś szczególnie głodna, co też zdarza się niektórym na początku. Założyłam sobie natomiast, że aby komfortowo przetrwać te 6 tygodni muszę jeść to, co lubię i dostosować jedzenie w taki sposób, aby mimo ograniczeń sprawiało mi ono frajdę.

3.Jak to wygląda?

Nie będzie chyba zaskoczeniem, jeśli napiszę, że u każdego inaczej. W zależności od motywacji, wcześniejszego trybu życia, poziomu toksyn w organizmie już od początku można zauważyć różnice. Niektórzy czują się świetnie, inni są tak osłabieni, że nie mogą się podnieść z łóżka. jednych rozpiera energia, inni nie mogą się na niczym skupić, część chodzi głodna i wściekła, inni mówią o poczuciu lekkości i euforii.

Jak już wspomniałam mnie ominęły sensacje typu bóle głowy, osłabienie czy brak apetytu. Pod koniec postu zaobserwowałam natomiast (i odczuli to też moi najbliżsi) podwyższony poziom drażliwości – taki PMS do kwadratu, było mi też zimno – zwykle gdy tylko stopnieją śniegi zakładam japonki i chodzę w nich do października, tym razem chodziłam w adidasach i pełnych butach do połowy kwietnia. Marzły mi stopy i dłonie, wystarczyło, że przeszłam po podłodze w łazience bez kapci i nie mogłam się dogrzać przez godzinę.

Generalnie trzeba po prostu wystartować i obserwować swój organizm, nastawić się na kryzysy ozdrowieńcze, które mogą potrwać około 3-4 dni. A oprócz tego na poście dr Dąbrowskiej jemy tylko dozwolone warzywa i owoce, pijemy tylko dozwolone napoje (woda, zioła, kawa z cykorii) i cieszymy się, że nie jest to monodieta.

4. Skąd to wszystko wiedziałaś? To musi być skomplikowane!

Na początek polecam zaopatrzyć się w literaturę, poczytać na wspomnianych grupach lub forach, a najlepiej pooglądać wykłady dr Dąbrowskiej dostępne na YouTube (na przykład ten) pozwoli to u źródeł dowiedzieć się co jeść można, co jest zakazane i co z tego wynika. Tak naprawdę zasady są bardzo proste i nieskomplikowane – mamy listę dozwolonych produktów, możemy z nich robić co chcemy, choć najlepiej spożywać je na surowo i poddawać obróbce cieplnej nie dłużej niż 30 minut.

Nie używamy żadnych produktów spoza listy i odpowiadając na najczęstsze pytania osób postronnych NIE! Nie pijemy kawy, nie dodajemy dla smaku oliwy, masła czy innych tłuszczy, nie jemy nabiału, mięsa, nasion oleistych typu czarnuszka ani pieczywa. Jemy 400 – 800 kcal dziennie, pijemy herbatki i wodę i utwierdzamy się w przekonaniu, że możemy naprawdę wiele, a nasz organizm odwdzięcza nam się uruchomieniem procesów leczniczych.

5. Co i jak jadłaś i jak przetrwałaś Wielkanoc, grille i inne imprezy?

Jadłam wszystko na co miałam ochotę (w ramach listy oczywiście) i najbardziej fascynowało mnie to, jak podczas postu zmieniają się smaki i zachcianki na różne produkty (te dozwolone i te zakazane). W pierwszym tygodniu było w miarę stabilnie, w drugim przeraźliwie brakowało mi mięsa ale za to jadłam wszystko co kwaśne – kiszonki wszelkiej maści w ilościach hurtowych, do barszczu robionego na zakwasie buraczanym dodawałam kiszoną kapustę.

Nadeszła Wielkanoc i odkryłam, że postna sałatka jarzynowa smakuje niemal identycznie jak oryginał, mimo, że jajka zastępuje czarna sól, a majonez zrobiłam z kalafiora. W trzecim tygodniu po nocach śniło mi się ciasto drożdżowe – puszyste, z kruszonką marzyłam o nim zagryzając frytki z dyni. W czwartym tygodniu żywiłam się głównie makaronem z cukinii ze szpinakiem i suszonymi pomidorami – jadłam go 4 dni z rzędu na śniadanie i kolację, przeszły mi też zachcianki na zakazane jedzenie. Tydzień 5 i 6 upłynął mi pod znakiem kalafiornicy, pizzy z kalafiora, kalafiora i jeszcze raz kalafiora.

Oprócz Wielkanocy przetrwałam urodziny mojej córki (z pieczeniem tortu włącznie), 2 grille, ognisko, i co najmniej 5 spontanicznych biesiad z przyjaciółmi przy suto zastawionym stole oraz kilka spotkań biznesowych. Czy miałam ochotę na te wszystkie pyszności lądujące na stole? Oczywiście! Jak sobie radziłam? Tam, gdzie dało się przewidzieć spotkanie zabierałam ze sobą zielony koktajl i warzywa do pogryzania (pomidorki koktajlowe, marchewkę pokrojoną w słupki, seler naciowy, kalarepę).

Na poście nie odczuwa się głodu, więc łatwo sobie uświadomić, że tak naprawdę jedzenie, pełni dla nas funkcję przerywnika, impulsywnego sięgania po coś, tylko dlatego, że leży przed nami na stole. W restauracjach zamawiałam sałatę z dozwolonymi warzywami bez sosu albo dozwolone warzywa grillowane bez tłuszczu. Skądinąd wiem, że nie wszędzie się tak da, ale w żadnym miejscu, w którym byłam nie było z tym problemu.

Na spotkania z przyjaciółmi przygotowywałam postne dania – furorę zrobiły te spring rollsy, pasty z pieczonych warzyw i sałatki z dozwolonych produktów, do których sos podawałam osobno – pozwalało mi to uczestniczyć we wspólnym biesiadowaniu. A im dłużej byłam na poście tym łatwiej było znosić wszelkie pokusy. Ogromną radość sprawiało mi dotykanie, wąchanie, fotografowanie jedzenia i to w zupełności zaspokajało mój apetyt na dane smaki.

6. Jak się czułaś?

Jednym słowem świetnie, choć jak już wspomniałam bywało nerwowo. Przygotowując się do postu czytałam o kryzysach ozdrowieńczych, totalnym, nie pozwalającym wstać z łóżka osłabieniu, obezwładniających bólach głowy, stawów. Okazało się, że nic takiego nie nastąpiło. Czasami, zwłaszcza wieczorem męczyło mnie osłabienie, ale składam to na karb wiosennego przesilenia i zmian pogody a także intensywnego czasu zawodowego.

Trochę dokuczały mi bóle szyi (mam tendencje do kręczu i zniesioną lordozę) oraz kłucia w obojczykach i prawej łopatce ale poza tym nie miałam zbyt wielu skutków ubocznych. Z fascynacją obserwowałam mój organizm, jego funkcjonowanie, reakcje na określone pokarmy czy zaspokojenie zachcianek (oczywiście w ramach dozwolonych produktów) – pieczone jabłko z cynamonem potrafi smakować jak najbardziej wykwintny deser, dosłownie czuć endorfiny, których mózgowi dostarczają takie drobne przyjemności.

Jako osoba nie pijąca kawy nie bardzo wiedziałam, co oznacza ten słynny kop z rana. Jestem z natury skowronkiem, wstaję wcześnie, zwykle pełna energii ale to, co działo się gdy wypijałam z rana szklaneczkę zakwasu z buraków wprawiało mnie za każdym razem w zdziwienie – chyba tak właśnie czują się ludzie, którzy aby się obudzić potrzebują przysłowiowej małej czarnej.

7. Co ci to dało?

Post doskonale wpłynął na moją psychikę, chyba tak się czują ludzie, którzy kończą maraton – te 42 dni były jak 42 kilometry, każdy kolejny dzień przybliżał mnie do obranego celu, każda skreślona data, uświadamiała, że czas mija tak, czy inaczej a każde powstrzymanie się od niedozwolonego produktu budziło coś na kształt dumy, że kolejny raz nie uległam zachciance, pokusie czy impulsowi. Te 6 tygodni zbudowało we mnie przekonanie, że mogę wszystko, że wszystko (czy jeśli chodzi o żywienie, pracę zawodową, emocje, reakcje czy życie prywatne) jest kwestią wyboru i to tylko i wyłącznie ode mnie zależy co wybiorę.

Post to też czas wzmożonej uważności – nie od dziś wiadomo, że działamy automatycznie i nasz mózg nie przetwarza wszystkich bodźców, które do nas docierają, a to co może automatyzuje. Co automatyzował mój mózg – sięganie po przekąski, bo „w sumie nie jestem głodna ale coś bym zjadała”, oblizywanie palców podczas gotowania, zjadanie po dzieciach – od skórek chleba począwszy przez nadgryzionego banana, na resztkach zupy skończywszy (mimo, że chwilę wcześniej zjadłam swój posiłek i nie byłam głodna), próbowanie podczas gotowania (co najmniej kilka, kilkanaście razy na danie), sięganie po jedzenie tylko dlatego, że coś leży przede mną na talerzu…

Kiedy zaczęłam post i tym samym musiałam kontrolować czy aby na pewno mogę zjeść to, po co sięgam byłam bardzo zdziwiona powyższymi sytuacjami – wybijały mnie one z rytmu, ale bardzo szybko udało mi się wprowadzić nowe zwyczaje, a świadomość, że się da wymiernie wpływa na działania w innych obszarach. Ubyło mi też 8 kilogramów a moja skóra wyglądała po prostu cudownie – rozświetlona, promienna cera i błyszczące oczy zwracały uwagę zarówno koleżanek, jak i kolegów. Świadoma obserwacja i poznanie potrzeb mojego ciała dało mi wewnętrzny spokój i pozwoliło jeszcze bardziej siebie „ukochać”.

8. Post dr Dąbrowskiej i co dalej?

Z perspektywy miesiąca, który minął od zakończenia postu mogę powiedzieć, że jest mi po prostu dobrze. Wcześniej starałam się jeść zdrowo, dokładnie czytałam etykiety, wszystko od podstaw przygotowywałam w domu, jednak mimo to jelita nie dawały mi spokoju. Po poście kiedy stopniowo zaczęłam wprowadzać produkty z poszczególnych grup ze zdziwieniem odkryłam, że awokado czy szparagi nie sprawiają mi takiej radości jak oczekiwałam – owszem są smaczne i doskonale, że mogę je jeść, jednak chętniej niż jajecznicę zjadam kalafiornicę.

W początkowej fazie postu tęskniłam za mięsem, tymczasem dopiero w zeszłym tygodniu zjadłam krewetki i kawałek ryby, wzdrygam się na samą myśl o mięsie, spróbowałam ostatnio pięknie pachnącego indyka, wyplułam natychmiast – wygląda na to, że mój organizm póki co nie potrzebuje tego rodzaju pożywienia.
Nie zmieniło się natomiast moje zamiłowanie do orientalnej kuchni – z radością przygotowuję i zjadam tajskie zupy, pad Thai czy sajgonki. Jem zdecydowanie mniejsze porcje, a podstawę mojego żywienia stanowią warzywa w prostej formie – pieczony kalafior, brokuły duszone z czosnkiem, zielone koktajle, sałatki to produkty, które zwłaszcza o tej porze roku jem na okrągło.

W kontekście tych doświadczeń powiedzenie „Jesteś tym, co jesz” nabiera nowego wymiaru i staje się mantrą, o której warto pamiętać, zwłaszcza, gdy sięgamy po jedzenie nie mające żadnej wartości dla naszego organizmu, a tak właściwie dla nas. Warto otaczać się wartościowymi i inspirującymi osobami, warto jeść pełnowartościowe i zdrowe produkty – w obu przypadkach nasze życie i samopoczucie będą lepsze.

Wszystkie przepisy na postne dania znajdziesz TUTAJ